Kolejna książka wydana przez Okulture w serii ezoterra. Napisana przez Terence McKenna, który uznawany jest przez niektórych za wybitnego badacza etnobotaniki i odmiennych stanów świadomości. O samym autorze trochę napisałem w poprzedniej recenzji jego książki Pokarm Bogów. Nie będę więc się nad tym rozwodził.
Za nim przejdę do treści książki, to zwrócę uwagę na okładkę polskiego wydania.
W tym miejscu na pochwalenie zasługuje zespół, który zajmował się projektem okładki: Wojciech Benicewicz, Waldek Borowski (obraz) i Joanna John. Wykonaliście kawał niezłej roboty.
Przejdźmy teraz do treści.
Książka opisuję wyprawę Terenca, jego brata Dennisa i ich przyjaciół do Puszczy Amazońskiej. Ich celem jest skosztowanie substancji używanej przez miejscowych Indian. Oo-koo-he czyli mieszanka żywicy prawdopodobnie zawierającej DMT. Przygoda jednak przybiera niespodziewany obrót. Pod wpływem psylocybiny i ayahuasci doznają dziwnego psychodelicznego objawienia, które implikuje następne zdarzenia. Historię pochłania się bardzo szybko, niemal jak literatura piękna.
Bo szeregu przeżyć i opisu osobistych doświadczeń autora dochodzimy do konkluzji. Teorii o czasie, którą McKenna zrodził podczas psychodelicznych przeżyć i spotkaniu... z UFO. Tak tak, miejscami teoria tak mnie urzekała, że miałem ochotę rzucić książkę w kąt i rzecz: nigdy więcej ezoterry. Jednak książkę dokończyłem i stwierdziłem, że było to budujące doświadczenie. Powiedzmy, że było to wyzwanie intelektualne, pojedynek mocnej woli.
Pierwszą część książki mogę wam spokojnie polecić. Jako ciekawostkę, jako książkę o wyprawie do dorzecza Amazonki, jako zbiór migawek z życia autora.
Druga lekko mówiąc ssie pałkę. Jednak kto co lubi. W tym wypadku nie wystawię opinii warto przeczytać, czy też nie warto. Mam bardzo mieszane uczucia do tej książki.
Jakby co... miłej lektury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz