Opowiem dzisiaj pewien stary dowcip...
Podczas powodzi pewien człowiek skrył się na dachu. Woda była coraz wyższa, więc ten zaczął się modlić: "Boże Wszechmogący uratuj moje życie"
Tak modlił się i czekał. Nagle przypłynęła obok jego domu łódź. Osoba z łodzi krzyknęła do modlącej się osoby:
-zabrać Cię ze sobą?
-Nie musisz, już się modliłem i Bóg mnie uratuje.
Zdziwiony człeczyna popłynął dalej.
Minęło parę chwil, poziom wody coraz wyższy i nagle przypłynęła motorówka Straży Pożarnej.
-Zaraz Cie uratujemy- rzekli strażacy
-Nie trzeba, modliłem się i Bóg mnie uratuje.
Strażacy się zdziwili jego odpowiedzią, ale na siłę nikogo ratować nie będą.
Poziom wody był już bardzo wysoki i nagle pojawił się śmigłowiec. Ratownik zjechał na linie w dół i rzekł:
-Zaraz stąd Pana zabierzemy
-Nie ruszajcie mnie! Pomodliłem się i Bóg mnie uratuje.
Zdziwiony ratownik został wciągnięty do śmigłowca i odlecieli.
Poziom wody nadal rósł i w końcu bohater się utopił. Trafia do nieba i z pretensjami do Boga:
-Przecież modliłem się do Ciebie! Miałeś mnie uratować, a Ty nic nie zrobiłeś!
Bóg niezbyt zachwycony pretensjami człeczyny, postanowił przemówić:
-Jak to nic?! Wysłałem łódkę, ale odmówiłeś wejścia na nią. Wysłałem Straż Pożarną, ale z ich pomocy nie skorzystałeś. Ostatecznie dostałeś śmigłowiec ratunkowy, a Ty odmówiłeś przyjęcia ratunku. Sam jesteś Sobie winien!